środa, 9 października 2013

Plotkara 1x03

W weekend widziano Serene na ostrym imprezowaniu w klubie z obcymi kolesiami. Blair spędziła ten czas na rodzinnej kolacyjce z rodzicami na której w nawiasie się piekielnie nudziła. Dan pisał nową książkę, która miała opowiadać o jego życiu a Jenny serwowała po sieci. Jej nowym pomysłem jest założenie blooga o modzie, który zdobędzie popularność. Nate tymczasem starał się ukryć przed matką narkotyki i udało mu się chodź o mało go nie przyłapała a Chuck spędził noc z dwoma ślicznotkami.
Tak moi kochani tak właśnie prezentował się weekend naszych kochanych skandalistów. Jedni mają ciekawe życie a znów inni ziewają z nudów.
Wróćmy jednak do naszych ploteczek. Samotny chłopiec ma nadzieje na niezapomnianą randkę z blond pięknością. Sama jestem ciekawa czy Dan da radę ukryć swoje uczucia przed Sereną.
A co z Chuckiem? Zauważyłam, że spodobała mu się Jenny. Czyżby stała się kolejną ofiarą Bassa? Jeśli tak to bardzo jej współczuje. Biedna mała Jenny.
Xoxo
Plotkara
Plotkara
1x03
Uczniowie jak zwykle poniedziałek zaczynali od ploteczek na temat weekendu. Najwięcej do opowiadania miała oczywiście Serena  - jako największa imprezowiczka w szkole. Rozmawiała właśnie z grupką dziewczyn, które z zachwytem słuchały jej opowieści. Blondynka poczuła się doceniona i ważna. Uwielbiała być w centrum uwagi. Miała na sobie to:

Zauważyła swoją przyjaciółkę Blair i radośnie do niej pomachała. Brunetka wywróciła oczami ale podeszła do niej ze sztucznym uśmiechem. To był najnudniejszy weekend w jej życiu i bynajmniej nie miała ochoty zdawać z niego sprawozdania Serenie. Musiała coś szybko wymyślić. Blair prezentowała się tak:

- Witaj B. – powiedziała radośnie blondynka. Wprost tryskała energią i optymizmem. – Jak ci minął weekend?
- Wyśmienicie. A tobie? – odpowiedziała brunetka.
- Wprost przeuroczo. – zaświergotała. – Właśnie opowiadałam Cindy i Janet o mojej nowej sukience. Wpadnij potem do mnie a ci ją pokażę.
- Oczywiście. – rzekła Blair. – Widzieliście gdzieś Jenny?
Serena automatycznie zacisnęła dłoń w pięść. Nie lubiła tej całej Jenny. Czuła, że zabiera jej przyjaciółkę. Nie pasjonowała się jednak w zemstach tak jak Blair więc postanowiła dać biednej blondynce spokój. To nie znaczyło jednak, że nie miała ochoty jej przyłożyć.
- Może poszła przypudrować nosek? – rzuciła Serena a reszta dziewczyn się roześmiały prócz Blair, która przyjęła to za atak na jej nowej znajomej. Ona po prostu chciała sprawić aby Jenny poczuła się mniej gorsza tak jak ona kiedyś. Bez słowa odeszła od nich.
                                                                                  ***
Chuck Bass siedział na murku przed szkołą i obserwował Jenny Humphrey, która siedziała na ławce i pisała sms. Słodka, niewinna mała Jenny. Idealna zdobycz dla bezwzględnego Bassa. Przystanął obok niego Nate. Doskonale wiedział co jego przyjaciel myślał w tej chwili a właściwie o kim.
- To nie jest dobry pomysł. - odezwał się nagle Archibald. Chuck spojrzał na niego  marszcząc brwi. Nate zauważył iż jego przyjaciel nie ma pojęcia co on ma na myśli. Postanowił mu to wyjaśnić. – Jenny Humphrey to nie jest dobry pomysł.
- Wolisz ty ją zaliczyć? – chłopak posłał mu cwany uśmieszek. Nate wywrócił oczami.
- Złamiesz jej serce. To nie jest jedna z „tych” dziewczyn. – odpowiedział poważnie. Chuck jednak wcale się tym nie przejął. Kiedy upatrzył sobie ofiarę nic nie mogło go powstrzymać przed wlaniem swojego planu w życie.
- Przekonamy się. – powiedział pewnie i zeskoczył z murku. Kolejną rzeczą, którą chciał zrobić było podejście do ślicznej blondynki. Jenny zauważyła kątem oka, że obok niej stoi Bass we własnej osobie. Nie śmiała pierwsza się do niego odezwać, zresztą nie wiedziała co miałaby powiedzieć. Udawała więc, że go nie zauważyła. Jenny:

Chłopak zaczął się więc nieco irytować. 
– Tak chcesz się bawić? – odezwał się. Blondynka aż podskoczyła na te słowa. Nie zamierzała grać w żadne gierki z Chuckiem Bassem. To nie było dla niej. W żadnym wypadku.
- Co masz na myśli? – zapytała powoli patrząc w jego stronę. Chłopak roześmiał się.
- Wiedziałaś, że do ciebie podszedłem a mimo to udawałaś, że mnie nie widzisz. – wyjaśnił z uśmiechem. – Widzę, że lubisz takie zabawy. – to zdanie wypowiedział z dziwną satysfakcją.
- Wcale nie. – wydukała przerażonym tonem Jenny. Chuck najwyraźniej jej nie uwierzył. Ta cała sytuacja bawiła go, a właściwie bawiła go nie winność Jenny. Była taka krucha. W sam raz dla niego. W tym momencie podeszła do nich Blair. Blondynka w duchu dziękowała Bogu. Zachowanie Chucka było bezczelne i chamskie.
- Witaj Jenny. – powiedziała brunetka. Chwilę później zauważyła Bassa, który stał obok niej. Posłała mu groźne spojrzenie. – Co tu robisz? – zapytała z wyższością.
- A co? Zazdrosna? – Chuck spojrzał na nią z rozbawieniem. Blair zmrużyła oczy.
- Nie rozśmieszaj mnie, Bass. Szkoda mi po prostu Jenny. Ty nigdy nie odpuścisz niewyżyty seksualnie dupku, co?
Chuck roześmiał się.
- Masz poczucie humoru, Wadrof. Gratuluje. – chłopak klasnął w ręce i ze sztucznym uśmieszkiem się od nich oddalił. Jenny spojrzała z wdzięcznością na Blair. Może nie wszystko stracone? – pomyślała. Może ona rzeczywiście traktuję ją jak przyjaciółkę? W końcu gdyby była jej obojętna nie broniłaby jej przed Chuckiem.
- Dziękuje. Nie wiem co bym zrobiła gdybyś się nie pojawiła. – rzekła blondynka.
- Uważaj na niego. Jest niebezpieczny. Najlepiej go unikaj albo olewaj. – poradziła brunetka i usiadła obok Jenny na ławce. – Chciałabym cię kiedyś odwiedzić. Może dziś po szkole? Zobaczyłabym jak mieszkasz.
Jenny kompletnie spanikowała! Blair nie mogła jej odwiedzić. Nigdy! Wyśmiałaby miejsce w którym mieszka bowiem jej dom nie jest nawet w połowie tak duży i gustownie urządzony jak Waldrof. Nie chciała stać się pośmiewiskiem w jej oczach a tym bardziej stracić przyjaźni na którą cały czas ciężko pracowała.
- Dziś? – pisnęła. – Nie dziś nie możesz. To znaczy bardzo bym chciała ale trwa remont i jest straszne zamieszanie. Po za tym przyjechała do mnie na tydzień rodzina z daleka i …
- Jasne. Nie ma sprawy. – powiedziała Blair a w jej tonie dało się wyczuć rozczarowanie. Nie podobało jej się, że taki ktoś jak on chce odwiedzić kogoś takiego jak Jenny a ona jeszcze marudzi. Blondynka odetchnęła z ulgą.
                                                                                  ***
Dan cały dzień czekał na spotkanie a właściwie randkę z Sereną. Wprawdzie ona wyraźnie zaznaczyła, że chce z jego strony tylko przyjaźni ale Humphrey był pewien, że uda mu się zdobyć serce blond włosej piękności. Nie był pewny siebie ale panna van der Woodsen sprawiła, że taki właśnie się czuł. To było nowe uczucie, którego jeszcze nigdy wcześniej nie doznał. Z jeden strony był wdzięczny Serenie a z drugiej miał jej za złe bo czul się trochę jak egoista. Gdy Serena wychodziła ze szkoły szybko do niej podbiegł.
- Cześć. Pamiętasz o naszym dzisiejszym spotkaniu prawda? – zapytał nie pewnie. Dziewczyna spojrzała na niego jak mu się zdawało z lekką wyższością.
- Tak mieliśmy się wybrać na lunch. Mam teraz chwilkę czasu więc możemy teraz. – powiedziała. Chciała mieć z głowy spotkanie z Danem. On niestety o tym nie wiedział i cieszył się jak małe dziecko, że Serena tak nie może doczekać się z nim spotkania, że proponuje je już w tej chwili.
- Byłoby świetnie. Chodźmy. – rzekł z lekkim uśmiechem.
- To gdzie mnie zabierasz?
- Na rogu jest taka mała knajpka może tam?
Blondynka wybuchnęła śmiechem na słowa „mała knajpka”.
- Poważnie? Jeżeli tam zawsze zabierasz dziewczyny to nie dziwię się, że jesteś sam. – powiedziała rozbawiona. Dan poczuł się dotknięty. Naprawdę się starał i chciał aby dziewczyna była zadowolona.
- Wiesz może nie jestem tak światowy jak ty i nie znam najlepszych miejsc ale też mam uczucia i słowa mogą mnie ranić. – odparł cicho. Serena uniosła brwi zaskoczona. Najwyraźniej nie spodziewała się, że Dan może jej powiedzieć coś takiego. Uważała, że raczej będzie jej się podlizywał i ślinił na jej widok chociaż to drugie już robił co ją nieco wkurzało. Chciała w końcu spotkać chłopaka, który będzie ją lubił za to jaka jest a nie jak wygląda.
- Dobrze a więc pozwól, że restaurację wybiorę ja. – powiedziała i ruszyła przed siebie. Dan ciężko westchnął. Liczył raczej na coś w stylu: aa tak przepraszam, Dan. Wypsnęło mi się.
                                                                                  ***
Nate wrócił do domu. Wcale nie miał ochoty tam przychodzić. Wolał udać się do baru z Chuckiem ale ojciec byłby wściekły. Nie miał ochoty słuchać jakim to jest gówniarzem, który nie docenia tego co ma. A tak naprawdę uważał, że to ojciec go nie docenia. Gdyby tylko chociaż raz powiedział, że jest z niego dumny. Tak naprawdę cholernie dumny. Byłoby zupełnie inaczej. Chłopak zamknął cicho drzwi tak aby ojciec nie usłyszał, że wrócił do domu. Skierował się po cichu w stronę schodów i wszedł nimi na górę. Gdy znalazł się przed drzwiami do swojego pokoju z Sali konferencyjnej wyszedł jego ojciec. Nate zaklął pod nosem. Tak bardzo się starał aby go nie usłyszano ale jednak to mu się nie udało.
- Nate! Nareszcie jesteś. Czego się tak skradasz? – zapytał jednak długo nie czekał na odpowiedź. – Chodź, poznasz kogoś.
- Tato, jestem zmęczony. Wolałbym odpocząć. – odpowiedział chłopak jednak ojciec posłał mu groźne spojrzenie typu: nie zadzieraj ze mną, gnojku.
- Nie każ mi podnosić na ciebie głosu. – powiedział w miarę spokojnie. – Zostaw ten plecak i chodź. Poznasz pewnego bardzo znanego przedsiębiorcę, który chce zrobić ze mną pewien interes. Mam nadzieje, że polubcie się bo to może zaowocować dobrą współpracą później.
- Tato … naprawdę  nie mam na to ochoty. Uwierz mi, że parę godzin w szkole potrafi wykończyć fizycznie i psychicznie. – odpowiedział chodź w szkole o wiele lepiej czuł się niż w domu.
- Nie dyskutuj! – Archibald podniósł lekko głos. – To jest naprawdę dla mnie ważne. Albo ze mną pójdziesz albo na stałe oddam cię matce. Nie będę tolerował nie posłuszności. Powinieneś o tym wiedzieć jako mój syn.
Nate ciężko westchnął. Ostatnią rzeczą jakiej teraz potrzebował była matka. Przy niej nie mógłby ćpać a wtedy byłoby z nim naprawdę źle, ponieważ czuł, że bez narkotyków długo nie pociągnie. Teraz też chętnie by wziął ale musiał iść poznać jakiegoś pieprzonego przedsiębiorcę. Rzucił plecak w kąt i poszedł za ojcem, który uśmiechnął się lekko.
                                                                                  ***
Serena i Dan weszli do dużej i wykwintnej restauracji. Humphrey jeszcze nigdy nie był w takim miejscu i to była dla niego nowość. Nie wiedział jak ma się zachować. Kolejną sprawą był fakt, że nie wyglądał za dobrze. Tutaj każdy był w garniturze a kobiety w drogich sukienkach. On tymczasem miał na sobie zwykłe dżinsy i koszulę w kratkę. Zdecydowanie bardziej pod pasowałaby mu knajpka. Nie chciał jednak sprzeciwiać się Serenie, ponieważ mogła zupełnie zrezygnować ze spotkania. Podeszli do stolika przy ścianie i usiedli. Po kilku sekundach podszedł do nich kelner i podał im menu.
- Czy wszystko tutaj jest takie drogie? – zapytał otwierając kartę chłopak.
- Nie przesadzaj. Chyba nie będziesz oszczędzał pieniędzy na jedzenie, co? – dziewczyna uśmiechnęła się lekko. Dan wziął głęboki oddech. Naprawdę nie było go na to stać.
- Poproszę sałatkę z krewetek. – odparła Serena a kelner kiwnął głową i skierował swój wzrok na Dana, który czuł, że zaczyna się pocić. Co miał wybrać? Kurczaka za 95$? No bardzo wątpił aby ta cena była warta tego jedzenia.
- Ja zamówię wodę i … to wszystko. – odparł lekko zmieszany, że tak mało.
- Dobrze. – kelner uśmiechnął się szeroko i odszedł od nich. Serena spojrzała na Dana spod zmarszczonych brwi.
- Jesteś aż tak skąpy? – zapytała z kpiną.
- Nie. Od rana nie czuje się najlepiej. To chyba zatrucie i … jestem pewien, że to jedzenie nie poprawiłby sytuacji. – odpowiedział. Bał się, że dziewczyna mu nie uwierzy i nadal będzie go mieć za skąpca.
- To może powinieneś wrócić do domu i się położyć?
- Nie. Wolę z tobą zostać. – zapewnił ją z uśmiechem. Nie wiedział czy Serena odetchnęła z ulgą czy raczej była nie zadowolona, że postanowił zostać.
- Okej. A więc Dan, opowiedz mi coś o sobie. – poprosiła dziewczyna. Chłopak wziął głęboki oddech. W sumie nie było wiele do opowiadania. Nie wiedział co mógłby rzec. Był tylko zwykłym chłopakiem, nie należał do wielkiego świata tak jak Serena. W jego życiu nie było nic specjalnego.
- Okej a więc … - zaczął głęboko się zastanawiając. – Piszę.
- Piszesz. – powtórzyła blondynka z naciskiem. – Interesujące. – przyznała kiwając głową z uśmiechem. – Książki? Opowiadania? Wiersze?
- Książki i opowiadania. Za wierszami nie przepadam. – powiedział z lekkim uśmiechem.
- O czym piszesz? – nalegała.
- O wszystkim. Głównie specjalizuje się w pisaniu obyczajowych opowiadań opartych na prawdziwych zdarzeniach więc jak kiedyś na rynku pojawi się książka o pięknej tajemniczej blondynce to się nie zdziw.
Serena wybuchnęła śmiechem. Zaczęła uważać, że Dan jest całkiem zabawny ale nie zaczęła się do niego przekonywać w kwestii chłopaka. Nadal to nie był jej typ. Za spokojny a ona była szalona i energiczna.
- Tylko mam nadzieje, że pokaże pazurki i nie będzie grzeczną dziewczynką.
- Możesz być tego pewna. – powiedział z szerokim uśmiechem.
                                                                       ***
- Ambasador był tobą oczarowany. – powiedział ojciec Nate’a gdy wszyscy już wyszli. Znajdowali się właśnie w Sali konferencyjnej i mężczyzna pakował papiery do teczki. Chłopak siedział na fotelu z niezadowoloną miną i postukiwał palcami o poręcz. W tej chwili był cholernie zły na ojca. Miał ochotę iść i zaciągnąć się narkotykami ale nie mógł właśnie przez ojca. Głód był coraz większy. Czuł, że nie wytrzyma długo.
- Mogę już iść? – spytał nie pewnie patrząc jednak na niego wyczekująco. Archibald kiwnął głową.
- Przyzwyczajaj się, kiedyś to wszystko będzie twoje. – powiedział gdy Nate był przy wyjściu.
- Nie sądzę. – mruknął pod nosem jednak ojciec na szczęście tego nie słyszał. Chłopak jak najszybciej znalazł się w pokoju i zamknął drzwi z hukiem. Podszedł do komody i otworzył pierwszą szufladę. Wyciągnął z niej małą szkatułkę w której znajdowały się prochy. Coś czego potrzebował. Wysypał zawartość opakowania na stoliczek nocny i schylił głowę mocno się zaciągając. Poczuł straszną ulgę. To było to. Jego wybawienie.
Nagle przerwał czynność, którą wykonywał. Co się z  nim dzieje? To już czwarty raz w tym tygodniu. Wprawdzie tylko raz dziennie to robi ale … nie chciał się uzależnić. Otworzył szeroko oczy. Dlaczego to robi? Dlaczego tak się zachowuje? Przez ojca? Przez kompletny brak zrozumienia z jego strony? Nie chciał tego, nie chciał się …
Nie, nie! Wściekły kopnął z całej siły nocny stolik i z trudem tłumił krzyk, który wydzierał się z jego gardła. Musiał się wyluzować a jedynym sposobem mogłaby na to być ostra impreza. Nie wiele się namyślając wyszedł z domu po cichu tak aby ojciec się nie pokapował, że go nie ma inaczej miałby spore kłopoty.
                                                                                  ***
Nate szedł pustą ulicą. Ruch nie był duży. Od czasu do czasu przejechał tamtędy jakiś samochód. Chłopak ciężko wzdychał powietrze Nowego Jorku. Było dosyć zimno. Objął się ramionami i zmierzał cały czas przed siebie. W końcu wyjął telefon i wybrał numer do Chucka. Nie chciał imprezować sam. Potrzebował przyjaciela. Wiedział, że on go nie zawiedzie. Po paru piknięciach odebrał.
- Nate? Co jest? – zapytał dziwnym tak jakby nie swoim głosem.
- Masz ochotę na naprawdę ostrą imprezę?
- Stary jest poniedziałek godzina 17:00. Naprawdę nie uważam aby to była dobra pora na imprezę. – powiedział ku jego zaskoczeniu. Nate poczuł się odrzucony. Ciężko westchnął. Chciał jakoś wybrnąć z klasą z tej sytuacji.
- I dobrze. Widzę, ze się zmieniasz na lepsze. Ja też nie mam ochoty na imprezę. – odpowiedział. Już chciał się rozłączyć gdy usłyszał jakiś jęk. Zmarszczył brwi. – Wszystko w porządku Chuck?
- Tak tylko … - zaczął jednak nie dokończył bo uniemożliwił mu to śmiech. – Grace przestań! Oj nie grzeczna dziewczynka, bardzo nie grzeczna.
- Wiedziałem! Po prostu wiedziałem! Ty się nigdy nie zmienisz. – skomentował Nate po czym się rozłączył. Tak naprawdę nie miał za złe przyjacielowi, że umówił się z jakąś dziewczyną i właśnie zabawiają się razem. Miał mu za złe fakt, że okłamał go twierdząc, że nie ma ochoty. Nate jednak postanowił nie rezygnować z zabawienia się w jakimś Nowojorskim klubie. To będzie niezapomniana noc!

Oj Nate bardzo nie ładnie. Z grzecznego i potulnego chłopaczka zamienia się w małego diabełka. Ta zmiana na pewno przypadnie Chuckowi. W końcu wiele razy namawiał go aby był tak jak on nie grzecznym chłopcem. Ale czy na pewno w głębi duszy tak uważał? Zastanawia mnie jedno: Co z Sereną i Danem? Wydaje się, że zaczerpnęli pewien kontakt. Miejmy nadzieje, że nie urwie się wraz z zakończeniem na randki …
Xoxo
Plotkara

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz