W weekend widziano Serene
na ostrym imprezowaniu w klubie z obcymi kolesiami. Blair spędziła ten czas na
rodzinnej kolacyjce z rodzicami na której w nawiasie się piekielnie nudziła.
Dan pisał nową książkę, która miała opowiadać o jego życiu a Jenny serwowała po
sieci. Jej nowym pomysłem jest założenie blooga o modzie, który zdobędzie
popularność. Nate tymczasem starał się ukryć przed matką narkotyki i udało mu
się chodź o mało go nie przyłapała a Chuck spędził noc z dwoma ślicznotkami.
Tak moi kochani tak właśnie
prezentował się weekend naszych kochanych skandalistów. Jedni mają ciekawe
życie a znów inni ziewają z nudów.
Wróćmy jednak do naszych
ploteczek. Samotny chłopiec ma nadzieje na niezapomnianą randkę z blond
pięknością. Sama jestem ciekawa czy Dan da radę ukryć swoje uczucia przed
Sereną.
A co z Chuckiem?
Zauważyłam, że spodobała mu się Jenny. Czyżby stała się kolejną ofiarą Bassa?
Jeśli tak to bardzo jej współczuje. Biedna mała Jenny.
Xoxo
Plotkara
Plotkara
1x03
Uczniowie jak zwykle
poniedziałek zaczynali od ploteczek na temat weekendu. Najwięcej do opowiadania
miała oczywiście Serena - jako
największa imprezowiczka w szkole. Rozmawiała właśnie z grupką dziewczyn, które
z zachwytem słuchały jej opowieści. Blondynka poczuła się doceniona i ważna. Uwielbiała
być w centrum uwagi. Miała na sobie to:
Zauważyła swoją przyjaciółkę Blair i radośnie do niej pomachała. Brunetka wywróciła oczami ale podeszła do niej ze sztucznym uśmiechem. To był najnudniejszy weekend w jej życiu i bynajmniej nie miała ochoty zdawać z niego sprawozdania Serenie. Musiała coś szybko wymyślić. Blair prezentowała się tak:
Zauważyła swoją przyjaciółkę Blair i radośnie do niej pomachała. Brunetka wywróciła oczami ale podeszła do niej ze sztucznym uśmiechem. To był najnudniejszy weekend w jej życiu i bynajmniej nie miała ochoty zdawać z niego sprawozdania Serenie. Musiała coś szybko wymyślić. Blair prezentowała się tak:
- Witaj B. – powiedziała
radośnie blondynka. Wprost tryskała energią i optymizmem. – Jak ci minął
weekend?
- Wyśmienicie. A tobie? –
odpowiedziała brunetka.
- Wprost przeuroczo. –
zaświergotała. – Właśnie opowiadałam Cindy i Janet o mojej nowej sukience.
Wpadnij potem do mnie a ci ją pokażę.
- Oczywiście. – rzekła
Blair. – Widzieliście gdzieś Jenny?
Serena automatycznie
zacisnęła dłoń w pięść. Nie lubiła tej całej Jenny. Czuła, że zabiera jej
przyjaciółkę. Nie pasjonowała się jednak w zemstach tak jak Blair więc
postanowiła dać biednej blondynce spokój. To nie znaczyło jednak, że nie miała
ochoty jej przyłożyć.
- Może poszła przypudrować
nosek? – rzuciła Serena a reszta dziewczyn się roześmiały prócz Blair, która
przyjęła to za atak na jej nowej znajomej. Ona po prostu chciała sprawić aby
Jenny poczuła się mniej gorsza tak jak ona kiedyś. Bez słowa odeszła od nich.
***
Chuck Bass siedział na
murku przed szkołą i obserwował Jenny Humphrey, która siedziała na ławce i
pisała sms. Słodka, niewinna mała Jenny. Idealna zdobycz dla bezwzględnego
Bassa. Przystanął obok niego Nate. Doskonale wiedział co jego przyjaciel myślał
w tej chwili a właściwie o kim.
- To nie jest dobry
pomysł. - odezwał się nagle Archibald. Chuck spojrzał na niego marszcząc brwi. Nate zauważył iż jego
przyjaciel nie ma pojęcia co on ma na myśli. Postanowił mu to wyjaśnić. – Jenny
Humphrey to nie jest dobry pomysł.
- Wolisz ty ją zaliczyć? –
chłopak posłał mu cwany uśmieszek. Nate wywrócił oczami.
- Złamiesz jej serce. To
nie jest jedna z „tych” dziewczyn. – odpowiedział poważnie. Chuck jednak wcale
się tym nie przejął. Kiedy upatrzył sobie ofiarę nic nie mogło go powstrzymać
przed wlaniem swojego planu w życie.
- Przekonamy się. – powiedział
pewnie i zeskoczył z murku. Kolejną rzeczą, którą chciał zrobić było podejście
do ślicznej blondynki. Jenny zauważyła kątem oka, że obok niej stoi Bass we
własnej osobie. Nie śmiała pierwsza się do niego odezwać, zresztą nie wiedziała
co miałaby powiedzieć. Udawała więc, że go nie zauważyła. Jenny:
Chłopak zaczął się więc nieco irytować.
– Tak chcesz się bawić? – odezwał się. Blondynka aż podskoczyła na te słowa. Nie zamierzała grać w żadne gierki z Chuckiem Bassem. To nie było dla niej. W żadnym wypadku.
Chłopak zaczął się więc nieco irytować.
– Tak chcesz się bawić? – odezwał się. Blondynka aż podskoczyła na te słowa. Nie zamierzała grać w żadne gierki z Chuckiem Bassem. To nie było dla niej. W żadnym wypadku.
- Co masz na myśli? –
zapytała powoli patrząc w jego stronę. Chłopak roześmiał się.
- Wiedziałaś, że do ciebie
podszedłem a mimo to udawałaś, że mnie nie widzisz. – wyjaśnił z uśmiechem. –
Widzę, że lubisz takie zabawy. – to zdanie wypowiedział z dziwną satysfakcją.
- Wcale nie. – wydukała
przerażonym tonem Jenny. Chuck najwyraźniej jej nie uwierzył. Ta cała sytuacja
bawiła go, a właściwie bawiła go nie winność Jenny. Była taka krucha. W sam raz
dla niego. W tym momencie podeszła do nich Blair. Blondynka w duchu dziękowała
Bogu. Zachowanie Chucka było bezczelne i chamskie.
- Witaj Jenny. –
powiedziała brunetka. Chwilę później zauważyła Bassa, który stał obok niej.
Posłała mu groźne spojrzenie. – Co tu robisz? – zapytała z wyższością.
- A co? Zazdrosna? – Chuck
spojrzał na nią z rozbawieniem. Blair zmrużyła oczy.
- Nie rozśmieszaj mnie,
Bass. Szkoda mi po prostu Jenny. Ty nigdy nie odpuścisz niewyżyty seksualnie
dupku, co?
Chuck roześmiał się.
- Masz poczucie humoru,
Wadrof. Gratuluje. – chłopak klasnął w ręce i ze sztucznym uśmieszkiem się od
nich oddalił. Jenny spojrzała z wdzięcznością na Blair. Może nie wszystko
stracone? – pomyślała. Może ona rzeczywiście traktuję ją jak przyjaciółkę? W
końcu gdyby była jej obojętna nie broniłaby jej przed Chuckiem.
- Dziękuje. Nie wiem co
bym zrobiła gdybyś się nie pojawiła. – rzekła blondynka.
- Uważaj na niego. Jest
niebezpieczny. Najlepiej go unikaj albo olewaj. – poradziła brunetka i usiadła
obok Jenny na ławce. – Chciałabym cię kiedyś odwiedzić. Może dziś po szkole?
Zobaczyłabym jak mieszkasz.
Jenny kompletnie
spanikowała! Blair nie mogła jej odwiedzić. Nigdy! Wyśmiałaby miejsce w którym
mieszka bowiem jej dom nie jest nawet w połowie tak duży i gustownie urządzony
jak Waldrof. Nie chciała stać się pośmiewiskiem w jej oczach a tym bardziej
stracić przyjaźni na którą cały czas ciężko pracowała.
- Dziś? – pisnęła. – Nie
dziś nie możesz. To znaczy bardzo bym chciała ale trwa remont i jest straszne
zamieszanie. Po za tym przyjechała do mnie na tydzień rodzina z daleka i …
- Jasne. Nie ma sprawy. –
powiedziała Blair a w jej tonie dało się wyczuć rozczarowanie. Nie podobało jej
się, że taki ktoś jak on chce odwiedzić kogoś takiego jak Jenny a ona jeszcze
marudzi. Blondynka odetchnęła z ulgą.
***
Dan cały dzień czekał na
spotkanie a właściwie randkę z Sereną. Wprawdzie ona wyraźnie zaznaczyła, że
chce z jego strony tylko przyjaźni ale Humphrey był pewien, że uda mu się
zdobyć serce blond włosej piękności. Nie był pewny siebie ale panna van der
Woodsen sprawiła, że taki właśnie się czuł. To było nowe uczucie, którego
jeszcze nigdy wcześniej nie doznał. Z jeden strony był wdzięczny Serenie a z
drugiej miał jej za złe bo czul się trochę jak egoista. Gdy Serena wychodziła
ze szkoły szybko do niej podbiegł.
- Cześć. Pamiętasz o
naszym dzisiejszym spotkaniu prawda? – zapytał nie pewnie. Dziewczyna spojrzała
na niego jak mu się zdawało z lekką wyższością.
- Tak mieliśmy się wybrać
na lunch. Mam teraz chwilkę czasu więc możemy teraz. – powiedziała. Chciała
mieć z głowy spotkanie z Danem. On niestety o tym nie wiedział i cieszył się
jak małe dziecko, że Serena tak nie może doczekać się z nim spotkania, że
proponuje je już w tej chwili.
- Byłoby świetnie.
Chodźmy. – rzekł z lekkim uśmiechem.
- To gdzie mnie zabierasz?
- Na rogu jest taka mała
knajpka może tam?
Blondynka wybuchnęła
śmiechem na słowa „mała knajpka”.
- Poważnie? Jeżeli tam
zawsze zabierasz dziewczyny to nie dziwię się, że jesteś sam. – powiedziała
rozbawiona. Dan poczuł się dotknięty. Naprawdę się starał i chciał aby
dziewczyna była zadowolona.
- Wiesz może nie jestem
tak światowy jak ty i nie znam najlepszych miejsc ale też mam uczucia i słowa
mogą mnie ranić. – odparł cicho. Serena uniosła brwi zaskoczona. Najwyraźniej
nie spodziewała się, że Dan może jej powiedzieć coś takiego. Uważała, że raczej
będzie jej się podlizywał i ślinił na jej widok chociaż to drugie już robił co
ją nieco wkurzało. Chciała w końcu spotkać chłopaka, który będzie ją lubił za
to jaka jest a nie jak wygląda.
- Dobrze a więc pozwól, że
restaurację wybiorę ja. – powiedziała i ruszyła przed siebie. Dan ciężko
westchnął. Liczył raczej na coś w stylu: aa tak przepraszam, Dan. Wypsnęło mi
się.
***
Nate wrócił do domu. Wcale
nie miał ochoty tam przychodzić. Wolał udać się do baru z Chuckiem ale ojciec
byłby wściekły. Nie miał ochoty słuchać jakim to jest gówniarzem, który nie
docenia tego co ma. A tak naprawdę uważał, że to ojciec go nie docenia. Gdyby
tylko chociaż raz powiedział, że jest z niego dumny. Tak naprawdę cholernie
dumny. Byłoby zupełnie inaczej. Chłopak zamknął cicho drzwi tak aby ojciec nie
usłyszał, że wrócił do domu. Skierował się po cichu w stronę schodów i wszedł
nimi na górę. Gdy znalazł się przed drzwiami do swojego pokoju z Sali
konferencyjnej wyszedł jego ojciec. Nate zaklął pod nosem. Tak bardzo się
starał aby go nie usłyszano ale jednak to mu się nie udało.
- Nate! Nareszcie jesteś.
Czego się tak skradasz? – zapytał jednak długo nie czekał na odpowiedź. –
Chodź, poznasz kogoś.
- Tato, jestem zmęczony.
Wolałbym odpocząć. – odpowiedział chłopak jednak ojciec posłał mu groźne
spojrzenie typu: nie zadzieraj ze mną, gnojku.
- Nie każ mi podnosić na
ciebie głosu. – powiedział w miarę spokojnie. – Zostaw ten plecak i chodź.
Poznasz pewnego bardzo znanego przedsiębiorcę, który chce zrobić ze mną pewien
interes. Mam nadzieje, że polubcie się bo to może zaowocować dobrą współpracą
później.
- Tato … naprawdę nie mam na to ochoty. Uwierz mi, że parę
godzin w szkole potrafi wykończyć fizycznie i psychicznie. – odpowiedział chodź
w szkole o wiele lepiej czuł się niż w domu.
- Nie dyskutuj! –
Archibald podniósł lekko głos. – To jest naprawdę dla mnie ważne. Albo ze mną
pójdziesz albo na stałe oddam cię matce. Nie będę tolerował nie posłuszności.
Powinieneś o tym wiedzieć jako mój syn.
Nate ciężko westchnął.
Ostatnią rzeczą jakiej teraz potrzebował była matka. Przy niej nie mógłby ćpać
a wtedy byłoby z nim naprawdę źle, ponieważ czuł, że bez narkotyków długo nie
pociągnie. Teraz też chętnie by wziął ale musiał iść poznać jakiegoś
pieprzonego przedsiębiorcę. Rzucił plecak w kąt i poszedł za ojcem, który
uśmiechnął się lekko.
***
Serena i Dan weszli do
dużej i wykwintnej restauracji. Humphrey jeszcze nigdy nie był w takim miejscu
i to była dla niego nowość. Nie wiedział jak ma się zachować. Kolejną sprawą
był fakt, że nie wyglądał za dobrze. Tutaj każdy był w garniturze a kobiety w
drogich sukienkach. On tymczasem miał na sobie zwykłe dżinsy i koszulę w
kratkę. Zdecydowanie bardziej pod pasowałaby mu knajpka. Nie chciał jednak
sprzeciwiać się Serenie, ponieważ mogła zupełnie zrezygnować ze spotkania.
Podeszli do stolika przy ścianie i usiedli. Po kilku sekundach podszedł do nich
kelner i podał im menu.
- Czy wszystko tutaj jest
takie drogie? – zapytał otwierając kartę chłopak.
- Nie przesadzaj. Chyba
nie będziesz oszczędzał pieniędzy na jedzenie, co? – dziewczyna uśmiechnęła się
lekko. Dan wziął głęboki oddech. Naprawdę nie było go na to stać.
- Poproszę sałatkę z
krewetek. – odparła Serena a kelner kiwnął głową i skierował swój wzrok na
Dana, który czuł, że zaczyna się pocić. Co miał wybrać? Kurczaka za 95$? No
bardzo wątpił aby ta cena była warta tego jedzenia.
- Ja zamówię wodę i … to
wszystko. – odparł lekko zmieszany, że tak mało.
- Dobrze. – kelner uśmiechnął
się szeroko i odszedł od nich. Serena spojrzała na Dana spod zmarszczonych
brwi.
- Jesteś aż tak skąpy? –
zapytała z kpiną.
- Nie. Od rana nie czuje
się najlepiej. To chyba zatrucie i … jestem pewien, że to jedzenie nie
poprawiłby sytuacji. – odpowiedział. Bał się, że dziewczyna mu nie uwierzy i
nadal będzie go mieć za skąpca.
- To może powinieneś
wrócić do domu i się położyć?
- Nie. Wolę z tobą zostać.
– zapewnił ją z uśmiechem. Nie wiedział czy Serena odetchnęła z ulgą czy raczej
była nie zadowolona, że postanowił zostać.
- Okej. A więc Dan,
opowiedz mi coś o sobie. – poprosiła dziewczyna. Chłopak wziął głęboki oddech.
W sumie nie było wiele do opowiadania. Nie wiedział co mógłby rzec. Był tylko
zwykłym chłopakiem, nie należał do wielkiego świata tak jak Serena. W jego
życiu nie było nic specjalnego.
- Okej a więc … - zaczął
głęboko się zastanawiając. – Piszę.
- Piszesz. – powtórzyła
blondynka z naciskiem. – Interesujące. – przyznała kiwając głową z uśmiechem. –
Książki? Opowiadania? Wiersze?
- Książki i opowiadania.
Za wierszami nie przepadam. – powiedział z lekkim uśmiechem.
- O czym piszesz? –
nalegała.
- O wszystkim. Głównie
specjalizuje się w pisaniu obyczajowych opowiadań opartych na prawdziwych
zdarzeniach więc jak kiedyś na rynku pojawi się książka o pięknej tajemniczej
blondynce to się nie zdziw.
Serena wybuchnęła
śmiechem. Zaczęła uważać, że Dan jest całkiem zabawny ale nie zaczęła się do
niego przekonywać w kwestii chłopaka. Nadal to nie był jej typ. Za spokojny a
ona była szalona i energiczna.
- Tylko mam nadzieje, że
pokaże pazurki i nie będzie grzeczną dziewczynką.
- Możesz być tego pewna. –
powiedział z szerokim uśmiechem.
***
- Ambasador był tobą
oczarowany. – powiedział ojciec Nate’a gdy wszyscy już wyszli. Znajdowali się
właśnie w Sali konferencyjnej i mężczyzna pakował papiery do teczki. Chłopak
siedział na fotelu z niezadowoloną miną i postukiwał palcami o poręcz. W tej
chwili był cholernie zły na ojca. Miał ochotę iść i zaciągnąć się narkotykami
ale nie mógł właśnie przez ojca. Głód był coraz większy. Czuł, że nie wytrzyma
długo.
- Mogę już iść? – spytał
nie pewnie patrząc jednak na niego wyczekująco. Archibald kiwnął głową.
- Przyzwyczajaj się,
kiedyś to wszystko będzie twoje. – powiedział gdy Nate był przy wyjściu.
- Nie sądzę. – mruknął pod
nosem jednak ojciec na szczęście tego nie słyszał. Chłopak jak najszybciej
znalazł się w pokoju i zamknął drzwi z hukiem. Podszedł do komody i otworzył
pierwszą szufladę. Wyciągnął z niej małą szkatułkę w której znajdowały się
prochy. Coś czego potrzebował. Wysypał zawartość opakowania na stoliczek nocny
i schylił głowę mocno się zaciągając. Poczuł straszną ulgę. To było to. Jego
wybawienie.
Nagle przerwał czynność,
którą wykonywał. Co się z nim dzieje? To
już czwarty raz w tym tygodniu. Wprawdzie tylko raz dziennie to robi ale … nie
chciał się uzależnić. Otworzył szeroko oczy. Dlaczego to robi? Dlaczego tak się
zachowuje? Przez ojca? Przez kompletny brak zrozumienia z jego strony? Nie
chciał tego, nie chciał się …
Nie, nie! Wściekły kopnął
z całej siły nocny stolik i z trudem tłumił krzyk, który wydzierał się z jego
gardła. Musiał się wyluzować a jedynym sposobem mogłaby na to być ostra
impreza. Nie wiele się namyślając wyszedł z domu po cichu tak aby ojciec się
nie pokapował, że go nie ma inaczej miałby spore kłopoty.
***
Nate szedł pustą ulicą.
Ruch nie był duży. Od czasu do czasu przejechał tamtędy jakiś samochód. Chłopak
ciężko wzdychał powietrze Nowego Jorku. Było dosyć zimno. Objął się ramionami i
zmierzał cały czas przed siebie. W końcu wyjął telefon i wybrał numer do
Chucka. Nie chciał imprezować sam. Potrzebował przyjaciela. Wiedział, że on go
nie zawiedzie. Po paru piknięciach odebrał.
- Nate? Co jest? – zapytał
dziwnym tak jakby nie swoim głosem.
- Masz ochotę na naprawdę
ostrą imprezę?
- Stary jest poniedziałek
godzina 17:00. Naprawdę nie uważam aby to była dobra pora na imprezę. –
powiedział ku jego zaskoczeniu. Nate poczuł się odrzucony. Ciężko westchnął.
Chciał jakoś wybrnąć z klasą z tej sytuacji.
- I dobrze. Widzę, ze się
zmieniasz na lepsze. Ja też nie mam ochoty na imprezę. – odpowiedział. Już
chciał się rozłączyć gdy usłyszał jakiś jęk. Zmarszczył brwi. – Wszystko w
porządku Chuck?
- Tak tylko … - zaczął
jednak nie dokończył bo uniemożliwił mu to śmiech. – Grace przestań! Oj nie
grzeczna dziewczynka, bardzo nie grzeczna.
- Wiedziałem! Po prostu
wiedziałem! Ty się nigdy nie zmienisz. – skomentował Nate po czym się
rozłączył. Tak naprawdę nie miał za złe przyjacielowi, że umówił się z jakąś dziewczyną
i właśnie zabawiają się razem. Miał mu za złe fakt, że okłamał go twierdząc, że
nie ma ochoty. Nate jednak postanowił nie rezygnować z zabawienia się w jakimś
Nowojorskim klubie. To będzie niezapomniana noc!
Oj Nate bardzo nie
ładnie. Z grzecznego i potulnego chłopaczka zamienia się w małego diabełka. Ta
zmiana na pewno przypadnie Chuckowi. W końcu wiele razy namawiał go aby był tak
jak on nie grzecznym chłopcem. Ale czy na pewno w głębi duszy tak uważał?
Zastanawia mnie jedno: Co z Sereną i Danem? Wydaje się, że zaczerpnęli pewien
kontakt. Miejmy nadzieje, że nie urwie się wraz z zakończeniem na randki …
Xoxo
Plotkara
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz